
Niestety zamiast maceratu z zielonej herbaty dotarł do mnie macerat z nagietka (jestem niezadowolona z tego faktu, ale cóż zrobić...).

Po rozpakowaniu półproduktów z opakowania przystąpiłam do rozlewania ich do odpowiednich zlewek. Na zdjęciu rozlewanie półproduktów fazy A (olejowej) do zlewki.

Fazy A i B w osobnych zlewkach.
Obie zlewki włożyłam do garnka i powoli podgrzewałam na małym ogniu na kuchence. Niestety okazało się, że faza olejowa się o wiele dłużej rozpuszcza i powinnam początkowo tylko ją podgrzewać. Niestety pozostałam z rozpuszczoną fazą B i totalnie nieruszoną fazą A, którą przez dość długi czas próbowałam rozpuścić ^^'.


Po szczęśliwym rozpuszczeniu i podgrzaniu obu faz zlałam je do jednej zlewki (fazę olejową A do fazy wodnej B) i zmieszałam mini mikserem do uzyskania gęstej pianki.

Krem wyszedł bardzo fajny - lekki, delikatnie pachnący różami :) Użyłam go dopiero trzy razy (na noc), więc na efekty będę musiała trochę poczekać i na pewno zdam recenzję jak ten krem zadziałał na moją wymagającą skórę twarzy :).
Dzisiaj rozpoczyna się akcja zapuszczania włosów - trzymam kciuki za wszystkich biorących w niej udział :D